Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/53

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



II.

 

Dzień mój był nocą od oślepień szału,
Noc dniem od dzikich ogni roziskrzenia...
Chwile rozłąki wlokły się pomału,
Jak pełzający wąż, co skórę zmienia.

I dzień odmienia się, jak łuski węża,
A z dni popiołu wstają ciężkie lata,
Jak popiół szare i jako włos męża
I włos kobiety, które szron przeplata.

I płyną lata, jak chmura po chmurze
I sieją liśćmi w jesieni topole
I wiosna gaśnie, więdną złote róże
I smutna zmarszczka zakwita na czole.

I oczy gasną, bledną warg ogrody,
Swieżość poranka, jak opył, się ściera,
Wietrzeje boski czar i urok młody
I serce widzi, ie piękność umiera.

O, dniu przeklęty, gdym rano zbudzony
Poznał, że wiele lat musiało minąć,
Gdym nie chcąc wierzyć, ujrzał przerażony,
że, co zrodziło się, musi też zginąć!


49