Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/36

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

O ZMIERZCHU.



W ogromnej, świętej ciszy krąg słońca umiera,
Różowiąc nieboskłony zorzą bladozłotą.
Przejmującą tkliwością zmierzch marzący wzbiera,
Jakąś nieutuloną, bezdenną tęsknotą.

Ciepła, najczulsza słodycz miękkiego powiewu
Muska, jak pocałunek ust, liście z szelestem.
Ziemia pośród pieszczoty upojnej zalewu
W ramionach mroku leży śniąc, a ja sam jestem.

Pełne, rozkoszne szczęście oszołomnych woni
Stapia się z senną rosą skrzącą w traw kobiercu...
Ciężko skroń rozpaloną opieram na dłoni
I niemo tonę, tonę w swojem własnem sercu.



32