Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/149

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

A te, co wstrzymywały me lotne pochody,
Albo opory krnąbrne na drodze mi kładły,
Zmazywałem ze ziemi kwitnącej i młodej,
Jak palcem pismo z księgi od wieków pobladłej
Lub pajęczyny, które zwierciadło obsiadły.

Gdzie z siół kwitnących powstał bunt,
wnet kładł się w popioł,
Ku ziemi obracając blade martwych twarze.
Chaty, które chmiel, — domy, które powój opiął,
Przeistaczałem w głuche, zwęglone cmentarze.
Trumny ojców żałobne odbywały straże
Przy sierocych kołyskach dzieci; wdowie szaty
Kładły oblubienice i o strasznej karze
Świadczyły pola śniące wczoraj plon bogaty,
Dziś zamienione w martwą perzynę zatraty.

Północe się dziwiły słońc nieznanych świtom,
Co krwawo rumieniły czarnych lasów czuby,
Podając hasło ognia gór najwyższych szczytom,
Gdym czoła miast płomieniem koronował zguby.
Jutrzenka przerażone zawierała śluby
Z łuną rozsianej wkoło przeze mnie pożogi,
Wglądając w trupie zamków spalonych kadłuby,
Na zgliszcza wsi, co ślady znaczyły mej drogi,
Jako czarne pieczęcie potęgi złowrogiej.

Jęk gnał każdem bezdrożem, gościńcem i mostem,
Złorzeczeniami plwając z ochrypłego gardła.

145