Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/148

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Co mi wieniec dębowy na bladą skroń wije.
Pieśni o mnie żałoba śpiewa i obawa
I nigdy nie zapomną ich usta niczyje:
Bom jest z tych, których serce i po śmierci bije.

W prawicę miecz mi dajcie, pochodnię w lewicę,
Bym konał, jako żyłem: z swego czynu godłem.
Stworzony, by zdobywać, miecza błyskawicę
Wrażałem, gdzie zaborczem spojrzeniem powiodłem.
Podeprzyjcie mi głowę mem bitewnem siodłem
I rumaka przywiedźcie, co miał strzały celność:
Nigdy się, jak na strzale, na nim nie zawiodłem.
Tak też w chlubną poniosła mnie śmierć jego dzielność,
Bowiem oddaję życie swe za nieśmiertelność.

Miecz mój, klucz bram zamkniętych, nie wie dotąd, po co
Miastom strwożonym brama z spiżu i żelaza.
Lśniący od słońca we dnie, od pochodni nocą,
Wnikał w najwarowniejsze grody jak zaraza.
Ostrze dwusiecznie, które tnie, nigdy nie płaza,
Krwią z krwi się omywało. Końskiej grzywy chusta
Ocierała je, by go nie tknęła rdzy skaza.
A rany mu się śmiały, jak kochankom usta
Dziewczyny, która róże rwie słodka i pusta.

Na wszystkich ziem rubieże wiódł mnie boju taniec,
Przez wszystkie zamki, twierdze i naskalne grody.
Zdobyte miasta-m nizał na sławy różaniec,
Jak na świetny naszyjnik perły czystej wody.

144