Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/145

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Boją się ognia, głodu i pomoru
I śmierci nagłej i śmierci powolnej
I dziennej spieki i mroków wieczoru,
Widm o północy, południcy polnej —
I znów powodzi, przesytu, bezlików
Lat wśród starości siwej, nieudolnej,
Zwierza wśród kniei, w puszczy rozbójników,
Tłumu i cichej samotni spokojnej
I swoich królów i swych niewolników
I dumy, siły, odwagi i wojny.

A siostra lęku o zielonej twarzy,
Nadzieja, co jest wahania podnóżem,
Z obawą stojąc wciąż na jutra straży,
Nie dba o wieczne Dziś, czyniąc je tchórzem,
Co szczędzi, skąpi swych sił, by w wybuchu
Całej potęgi, ramieniem swem turzem
Podnieść do nieba świat w czynie i w duchu,
Choćby z wysiłku runąć na etapie, —
Jeno cierpliwie czeka na łańcuchu,
Śniąc o jutrzejszym łaskawym ochłapie.

Nadzieja, siostra lęku, matka prośby,
Kornej niemocy opiekunka starcza,
Niech pada, z lękiem wraz, od miecza kośby,
Póki największa z hańb ziemię obarcza,
Wstyd odsłoniętym mieczom i sromota
Niezlękłym piersiom, plama wojny: Tarcza!
Z najpodlejszego kruszcu, choć ze złota,

141