Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/123

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Bo opłakują zmarłych, a nie płaczą.
Własnej Młodości, co kona znękana,
Otruta czadem najświętszego smutku.

„Więc sam przyszedłem, aby zdjąć cię z krzyża,
By wyjąć gwoździe z twoich stóp i dłoni
I skroń, miast cierniem, ubrać winogradem.
Przyszedłem do cię, bo chwila naszego
Przyszła przymierza. Widzisz? Żniwo wkoło!
Brzemieniem snopów obciążone wozy;
Winograd zwisa wezbraną jagodą,
Jak piersi pełne słonecznego mleka;
Ule są ciężkie od słodkiego złota,
Jak niegdyś twoje usta miodopłynne;
Owoc dościgły kłoni się ku ziemi,
Jako ku tobie dojrzałe me serce.
Spojrz ku mnie! Deszcze ciepłe, co me nagie
Ciało zwilżają kroplistą pieszczotą
Chmury żywiącej w parne noce letnie,
Zmyły już ze mnie ślad mętnego moszczu.

„W zimowym grobie, jako ty, leżałem,
Męka bolesnej zrównała nas śmierci.
Niechaj nas zrówna także szczodre życie,
Co mnie słodycze dało, tobie boleść,
Mnie wieniec winny, tobie oplot z cierni,
Mnie śpiewną fletnię, tobie łzy milczące.


119