Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/122

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Co z wesołemi mojemi pochody
Szły za mym tyrsem posłuszne i ciche.
Kochałem śpiewy, śmiech, radość i młodość,
Których tyś nie chciał kochać, może przeto,
żem, nazbyt młody wówczas, nie rozumiał,
W tańca i szału i śpiewu nadmiarze,
Pomazan wina czerwonym osadem,
że wino słodycz lecz i gorycz kryje,
Bowiem słodyczy nadmiar jest piołunem.

„Lecz i jam cierpiał prześladowań męki
I ja leżałem w zimowym grobowcu
I nauczyła mnie boleść mądrości...
A mądrość ślepe otwarła mi oczy,
Które się zlękły widząc przebudzone,
że ciągle jeszcze bolejesz na krzyżu,
że rany w boku nie pokryła blizna,
A cierń twej skroni nie zakwitł różami.

„Czy nikt ci nie chciał pomóc? Nikt zdjąć z krzyża?
Mogliż tak długie wieki bezlitośnie
Patrzeć na twoją mękę i konanie,
A nikt oliwą ran ci nie namaścił?
Mogliż wciąż paść się ofiarą twej męki
I nie dać ożyć ci, nie wskrzesić ciebie,
Nie zbawić w sercu ofiarą radości?
Idąc ku tobie, zbierałem po drodze
Słowa i myśli ludzkie i poznałem,
Że ludzie muszą być źli lub szaleni,



118