Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/121

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Pod krzyżem w niemej zadumy postawie,
Wsparty ramieniem o męczeńskie drzewo,
Młodzieniec nagi i cudownie piękny
Stoi w kwitnącej siłą ciała wiośnie,
W koźlęcej jeno skórze na ramionach,
Z gałęzią winną w kędzierzawych włosach
I fletnią z trzciny w opuszczonej dłoni
I z dziwnie smętnej pogody uśmiechem,
Głosem pieściwym, jak powiew w winnicy,
Mówi, objąwszy pień krzyża ramieniem:

„Bracie! Wysoko tak przybili ciebie,
że chcąc cię objąć uściskiem miłości,
Której uczyłeś słowem i cierpieniem,
Muszę ramieniem swem opleść twe drzewo,
Jak je oplata wino, które posiał
Czas u stóp krzyża i które wyrósłszy,
Pędem najwyższym dziś sięga ci serca.
Kochałem drzewa, winorośl i trzcinę,
Wszystko, co żywi się wodą i słońcem,
Rośnie i szumi na wietrze i śpiewa.
Owoce-m kochał i zbóż sypkie ziarna,
W które swą duszę złotą słońce wlewa
I daje ludziom spożywać ją chlebem,
Nieb pocałunkiem całując ich serca,
A w winie niesie pozdrowienie życia —
Jak ty żegnałeś ich chlebem i winem.
Zwierzęta-m kochał ciche i łagodne,
Pstrą tygrysicę i gibką panterę,

117