Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/101

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Kto-ć kazał nas z kamienia dobyć niewolnikiem,
A nie cielesną pieśnią w boskiej Niki szacie,
Która w przelocie sandał opina rzemykiem?

Czemuś nie efebiczną hermą, srogi kacie,
Wywołał nas z martwoty, choć dziewiczy kamień
Ukrywa w sobie wszystkie kształty i postacie?

Raczej nas młotem swoim na biały proch zamień,
Jak śmierć ciało na popiół rozkłada na nowo!
Wyrwij nas z niedościgu żądz i snów omamień!

Milczysz, szatański Boże, marmurów Jehowo,
Piorunów śpiących w młocie straszny Adonaju,
Krzywdzicielu szyderczy z źrenicą surową!

Na martwoty i życia każesz nam rozstaju
Stać wiecznie w ruchu, co się z kamienia wydziera,
By nigdy się nie wydrzeć do światłości raju!

Przeklęty bądź, że gwiazda Piękna złotoszczera
Świeciła ci, lecz myśl twa, co zgodę zakłóca,
Uczyniła cię chmurą, co światło odbiera

Od słońca, a na ziemię ponury cień rzuca!



97