Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/82

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

Z wygiętem długiej szyi uchem...
Swych opiekuńczych skrzydeł puchem
Cudze w obczyźnie chaty odziej,
Bo z dymem poszła twa stodoła,
Niema ni gdzie ustawić koła,
Ni w pustce znajdzie się kołodziej.

Dokąd ci wracać, kukułko wróżebna,
Komuś potrzebna?
Daremnie będziesz ludzi szukać,
By długie życie im wykukać.
Chyba na wspólnym siędziesz grobie,
By, niby płaczka bolesna,
Obliczać trupom i sobie,
Ile lat śmierć im wydarła przedwczesna...

Po dniach huczących śmierci zawieruchą,
Nigdzie ptasiego śpiewnego przybysza.
W krąg niezmierzony przeraźliwie głucho,
Na nieobjętych polach niema cisza...

A jednak w ciszy, co te pola niemi,
Jedno się ptactwo tai na tej ziemi:
Czarne orły dwugłowe,
Dwuznaczne, dwulicowe,
Chytre strażniki zaborczego szału,
Co pilnowały zbrodni trójpodziału,

78