Page:Staff - Sady.djvu/55

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

Który w zachwycie tajnych jasnowidów
Złączone dłonie podnosi w obrzędzie
I hołd pokłonem bije w czci pogańskiej
Wielkiemu słońcu, w wierze bałwochwalczej?

W jego wzniesionych dłoniach błysła stal!
W ugięciu ciała niskiem z rąk padł cios!
I jak podziemnych trzęsień głuchy głos,
Grzmot las przebiega, dudniąc echem w dal...

To las tnie drwal!

Nieprzejednany, ciemny, głuchy las,
Potężny, twardy, jako zwierz i głaz,
Tajnią swą od nich straszliwszy,
Przeciwstawiwszy
Grozę kniej dziką człeka trwodze,
Przeszkodą stanął mu na drodze,
Naporą rzucił jego nodze
Swoje przepastne bezmiary.
Lecz śmiałek człek
Porwał się butnie na żylaste lasy,
Chwycił się z puszczą, jak z wilkiem, za bary,

49