Page:Staff - Gałąź kwitnąca.djvu/29

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.



A GDY UJRZYMY SIĘ ZNOWU...

 
Kiedyś po długich latach ujrzymy się znowu.
Łódź moja będzie w przystań wracała z połowu
Pereł, po które rozkaz twój na burz szaleństwo
Wyprawił mnie. Żądałaś, by niebezpieczeństwo
Było próbą miłości mej, a twej okupem.
W zachód różowy łódź ma wracać będzie z łupem,
Gdy na wód senność zaczną od skał padać cienie,
A morze będzie ciche, jak moje znużenie.
Wiosło złożę i zwinę żagiel, jak tęsknotę
U progu ukojenia. Fale miękkie, złote
Nieść mnie będą spokojnie, jak blade godziny,
Na których szczęście płynie w wspomnienia krainy.
Na brzegu czekać będziesz. A gdy dotknę ziemi,
Milczenie będzie naszem powitaniem. Niemi
Popatrzymy na skarbów morzu wzięty przepych
Zgasłem spojrzeniem oczu od bujnych łez ślepych.
Pójdziem, a ty nie spytasz o moje przygody,
Gdy na twojego domu wchodzić będziem schody.
Aż kiedy w twym ogrodzie pod ciemnemi drzewy
Usiądziem, chłodząc skronie letniemi powiewy,
Choć nie wyrzeknę słowa brzmiącego wyrzutem,
Uczujesz nagle w sercu boleśnie ukłutem
Żal obłędny, szalony lęk, jak zawrót głowy,
Żeś pierwszy lot mych tęsknot na mozół jałowy

25