Page:Staff - Dzień duszy.djvu/91

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
81
GWIAZDOM UMARŁYM


Każdy sen złoty gwiazdą ci duszę wysklepia...
Lecz gdy swym tchem śmierć gwiazdy twe całuje — gasną.
Śmierć nie jest mrokiem, tylko światłem, co oślepia,
Zaćmiewa inne, tylko mocą nazbyt jasną,
Której przelśnić się żadna gwiazda nie pokusi...
Nie płacz, gdy gwiazd nie widzisz... Słońce świecić musi...

Zagasły gwiazdy, znikło najdroższe kochanie...
Lecz choć znikło z mych oczu, nie zniknie z mej duszy.
Zostanie w niej, lecz wiecznie milczące zostanie,
Nigdy siostrzanym szeptem ust swych nie poruszy
W tej komnacie mej duszy, gdzie miało mieszkanie...

Tajne dłonie na łożu z białych róż je złożą,
Tam gdzie miało mieszkanie, w komnacie mej duszy
I zamkną drzwi... Niech gwary życia go nie trwożą...
I wszystko tak zostanie, jak było w tej głuszy,
Tylko że drzwi te nigdy już się nie otworzą...

Niewolnik snów wygnany w szlak gwiazd z krain jawy,
Cichy spowiednik swego świętego marzenia,
Ślepiec jasnowidzący — idę pośród cienia
Głuchej pustki a stopa ma zostawia krwawy
Ślad za sobą i w mroczną dal wlecze się z trudem...
Z modlitwą cichą idę swą drogą padolną,
Potępiony tęsknotą za pięknem i cudem,
Prorok prawd, którym nigdy sprawdzić się nie wolno.