CIEŃ
Najsmutniejsze wspomnienia niech nie zmartwychwstają!
Bracia moi szli w drogę, więc poszedłem z nimi...
Nocą cień mnie nawiedza posępny, olbrzymi...
Pomnę... Tam wtedy duch był, co nie szedł ze zgrają...
Ze spojrzeń, które-m w szary odmęt życia rzucił,
Tysiące poszły w niwecz, próżno i daremnie...
On raz spojrzał otchłannem, ciemnem okiem we mnie...
To był rozkaz! Jam dotąd zeń się nie ocucił...
Stchórzyłem!... Moja wina... Szedłem — bo szły tłumy...
Dzisiaj wstyd mi wzrok przybił ku ziemi przeklętej...
On poszedł sam — przeczysty, wyniosły i święty,
Ja idę ze schylonem czołem... bo bez dumy...
W noce przewlekłe, których blask lampy nie skraca,
Gdy deszcz po zmokłych liściach płacz skarg swoich wiesza,
Czuję pustkę swej drogi... Szedłem — bo szła rzesza...
Najsmutniejsze ze wspomnień niech nigdy nie wraca...