Page:Staff - Dzień duszy.djvu/71

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
61
UPADEK


I mgły zaspane włóczą się z żałością
I otulają swych oparów chmurą
Trupy drzew, wspomnień wiosennych grobowce,
Czarne, bezlistne, sterczące ponuro...

Królewny siwe w swej zwiędłej urodzie
Po opuszczonym snują się ogrodzie
O śmierci marząc...
A niemowlęta mrą smutkiem żałoby,
Nie cierpiąc, ani na bole się skarząc,
A znachory w nich znaleść nie mogą choroby...

Kres nad krainą moją zawisł całą,
Chociaż nieszczęście żadne się nie stało...
Żaden cios nie tknął nas niszczącą siłą...
Wszystko się w sobie rozprzęgło... przeżyło...

Przez rzadki, nagi las
Przerzyna się smuga gorąca,
Szkarłatna smuga ginącego słońca...
Nadszedł mój czas —
Czas mego zachodu...

Oto już koniec mego panowania...
W odwiecznym dębie swojego ogrodu,
W dębie, co liściem wieńczył bojów znój,
Miecz swój zdobywczy zatnę...
Nie pójdę już na bój!
Mocarstwo moje stratne...
Już czas konania...

Giniemy, choć się nieszczęście nie stało.
Stanęło życie nad krainą całą...
Zastoju życia stajemy się pastwą...
Wszystko stanęło w biegu...
Do końca Bóg doczytał życia księgę...