Page:Staff - Dzień duszy.djvu/57

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
47
WEJMUTA


Dźwiga się chmurny, wyrywa się w niebo
I godzi w piersi wichrów swoim szałem
I wyje wściekle!
A wiatr przerażony
Przypadł ku trawom i strwożony dyszy...
Nie śmie się porwać ciśnięty o ziemię...

O, sosno, jak ty w wichrze płaczesz, łkasz!
Strażniczko wieczna, wierna okien moich,
Jak ty się skarżysz!!

O, wierzę teraz, że drzewa, jak ludzie,
Mają też dusze!
...Jak ludzie...
O, wierzę teraz, że drzewa, jak ludzie.
Mają też serca!
...Jak ludzie...
O, wierzę teraz, że drzewa, jak ludzie,
Niewypłakane, żrące noszą w duszy łzy,

O, wiem, że ból wytacza z serca drzew
Najdroższą krew,
Serdeczną krew!
Zranić cię musiał jakiś topór wraży,
Skaleczyć musiał twój wysmukły pień
I po twem gibkiem ciele, siostro sosno,
W pomroku twoja krew serdeczna płynie,
Krew, w której tętni smutek bezgraniczny...
Czuję jej woń,
Woń mocną twojej krwi żywicznej,
Płynącej z krwawej i otwartej rany,
Potwornym ciosem toporu zadanej —
Woń krwi ze serca, co pod korą śpi
wśród czarnych twych konarów...