Page:Staff - Dzień duszy.djvu/56

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
46
WEJMUTA


Czemu słę tak posępnie żalisz, siostro sosno,
Siostro Wejmuto?
Czemu ponurych łkań żałobą
Przez całą noc rozmawiasz sama z sobą,
W pochmurną noc wybuchasz wielkim płaczem,
Co leci w pustą dal echem tułaczem?
Czemu się tak posępnie żalisz, siostro sosno?
Czemu się duszy mojej żalisz, ciemna sosno?
O czem ty marzysz?

O, mów, ja słucham twej skargi!

Powiedz, powiedz cichym, tajemnym swym szmerem,
Szeptem swych czarnych gałęzi
Jaki twój żal...
Powiedz, powiedz! Głuchym, bezdennym
Jękiem rozpaczy zawodzi twój płacz!
Cicho, cicho wyszeptaj swój ból,
Ucisz swe serce...

Czarna noc w twoich skryła się konarach
I straszy ciebie!
Czarna noc w twoich czai się konarach,
Widma usiadły ciężko na konarach
I tłoczą ciebie...

Szum przytłumiony idzie z twojej głębi,
Szum niespokojny, jak ptak przelękniony,
Co trwożnem skrzydłem trzepoce wśród burzy.
Szum głuchy targa się, szarpie, szamoce
Wplątany w twardą uwięź twych gałęzi
I potężnieje i rośnie i huczy,
Jakąś złą mocą opętany, groźny!
A potem dziki, gniewny, zbuntowany