Page:Staff - Dzień duszy.djvu/107

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

WAHADŁO.



Jam jest wieczne wahadło, co wolą sprężyny
Tajemnej w dwóch odwrotnych dróg ciskane sprzeczność,
Kołysze się nad bezdnią otchłannej głębiny
A w jednostajnym chodzie mym przeciąga wieczność.

Z niebytu chwilę rodzę a już w nicość pada...
W moim miarowym szepcie drżą dziwne agonie:
To czas usypiającą melodyą spowiada
Na śmierć swoje przeciągłe, długie monotonie...

Wysiłkiem coraz nowym wciąż jedną zdobywam
Przestrzeń, co w mem wahaniu wieczyście umiera...
Bo każdym nowym ruchem dawny odwoływam,
Zaprzeczam... Bieg mój każdy stare szlaki ściera...

Zamknięty w kolej swego wiecznego spętania,
Co tym ruchem zdobędę, następnym utracam...
A jednak me codzienne, przeciwne wahania
To ciągła droga naprzód. — Ja nigdy nie wracam!

To wschód, to zachód ścigam... Gdy poranne słońce
Widzi, że wstecz mknę odeń, z odwrotów mych szydzi...
A gdy je na zachodzie krwawią zorze mrące,
Pochód naprzód w mych dawnych cofaniach się widzi...