Page:Sny o potędze.djvu/96

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
92
PIEŚŃ O OCZACH

„Jak dziwno mi na duszy, gdy słowiki dzwonią
I gdy się kwiaty cicho nawołują wonią,
Schylając głowy, kiedy wiatr się o nie otrze.
Wtedy mi tęskno. W dale wyciągam ramiona,
Chcę wołać kogoś, jakieś nieznane imiona,
Choć przecie nie chcę odejść, rzucić siostry młodsze.
Czasem zda się, że jestem gdzieś w książęcym gmachu
I że idę przez cudne, królewskie pokoje.
Przeszłam wszystkie, aż jedne spotkałam podwoje
Zamknięte i wciąż stoję przed nimi w przestrachu
I złociste drzwi dłonią otworzyć się boję.
Bo nie wiem, co oczyma tam za niemi znajdę,
Co mnie za niemi czeka i gdzie przez nie zajdę.
Chociaż gdzieś są nieznane mi dale i światy,
Z wami zostanę siostry kochane i kwiaty,
Lecz tęskno mi i smutek łzą w me serce szepce,
Choć tyle pięknych kwiatów mam w swojej izdebce”.
Dziewczyno nieskalana! Туś lampą, krysztalną,
W której dłoń żadna światła nie zatliła jeszcze;
Świątynią, kędy nigdy modlitwą proszalną
Nie brzmiały żadne usta; księgą, w której wieszcze
Słowa miłości jasnej dotąd nie wpisane;
Tyś jest doliną górską, kędy wyzłacane
Smugi słonca nie wpadły, niosąc rozkosz ciepła;
Tyś rzeką, co nie szumi, bo w lody zakrzepła;
Tyś kwiatem, co pod kloszem zazdrośnie zamknięty
Nikogo swojej woni nie darzy urokiem;
Tyś lutnią, co nietknięta śpi w śnieniu głębokiem,
Aż przyjdzie ten, co w hymn ją rozdzwoni prześwięty.