Page:Sny o potędze.djvu/68

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

SARKOFAGI.

Jest w głębiach moich czarne, posępne podziemie,
Krypta pełna śmiertelnej, ogłuchłej powagi,
Kędy w zakrzepłej ciszy, co snem mroków drzemie,
Ciągną się marmurowe, ciężkie sarkofagi.

Na nich leżą kamienne postacie rycerzy,
Bezwładne snem spiżowym, po trudzie skończonym,
Z piersią zimną, zakutą w chłód głaźnych puklerzy —
Nie śnią, że w górze życie grzmi wirem szalonym.

Przed walką w kryptę dusza ma uchodzi blada,
Lęk życia niosąc w piersi drżącej, zniewieściałej
I na śpiące marmury senne kwiaty składa,
By za jej brak odwagi zmarłych przebłagały.

Lecz drży w pomroku trwożna, że wonne powietrze,
Które kwiaty ożywczą wkoło leją strugą.
Z lic umarłych rycerzy sen śmiertelny zetrze
I drży, by nie otwarli oczu... Czeka długo...

Do sarkofagów z trwogą podchodzi tajemną...
W milczeniu patrzy w każdą twarz surową, twardą...
Nadsłuchuje... czy za jej tchórzliwość nikczemną
W piersi kamienia serce nie zadrgnie... pogardą...