Page:Sny o potędze.djvu/49

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

ZAPOMNIANE SŁOWA.

Kiedy przyszedłem na ten świat posępny, mroczny,
Jak okręt z mórz bezdennych do nudnej przystani,
Zapomniałem słów jakiejś mowy nadobłocznej,
Której mnie uczył wielki Bóg tajnej otchłani.
Nie tych słow, co z ust brata lub kochanki słyszę,
Lecz słów, któremi mówię z brzozą rozpłakaną,
Gdy rozpuszczone włosy na wietrze kołysze;
Któremi mówię z zorzą, gdy z grzywą rozwianą
Promieni o zachodzie ucieka w bezbrzeża;
I z posągami, które nad śpiącą aleją
Parku, nocą, marmurem swoich ciał bieleją,
Kiedy je księżyc srebrem swych blasków wyśnieża.

I nie mogę zapytać rozpłakanej brzozy,
Po czem łka, po czem szumi żalem pełnym grozy;
I nie mogę, zapytać zorzy szczerozłotej,
Dokąd ucieka, dokad ją pędzą tęsknoty;
I nie mogę zapytać posągów z kamienia,
Jaką ich białe łono kryje tajemnicę
Pośród marmurowego zimnych ust milczenia
I w jaką dal wpatrzone ciągle ich źrenice.