Padają zwolna krople duże
W siwe rozmokłych błot kałuże,
Sączą się po zczerniałym murze...
O rynny tłuką nieskończenie
I rozlewają wkrąg znużenie
I obojętne odrętwienie...
Bez końca sennie i miarowo
Deszcz pluszcze ponad moją głową,
Kapie, chlupota gdzieś koło mnie...
Marzę coś sennie, nieprzytomnie...
Na brzegu wody nieskończonej,
Nudą szarugi odrętwionej,
Myśl moja pada, mdleje, drzemie...
Krople dżdżu lecą na me ciemię
Bez końca, sennie i miarowo...
Topielczyk usiadł nad mą głową,
Podnosi łebek swój leniwy,
W oczach mu ognik gra złośliwy.
Trucizną zgniłych wód nadęty,
Patrzy obłędnie uśmiechnięty
I ku bezmyślnej swej igraszce,
Po obolałej mojej czaszce
Uderza żółtą, płaską dłonią
W takt kropel deszczu, które dzwonią,
Lecąc miarowo w wodę mętną,
Melodyą nudną i natrętną.