Page:Sny o potędze.djvu/125

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
121
OGRÓD UŚPIONY


Przeczulonych aż do obłędu;
Wysnuwa dziwne, tajemnicze,
Przyciszone modulacye mistycznego oratoryum
W głębokim mroku słyszane,
W pomroku barwnych okien gotyckich;
Snuje półtony woni przedziwnych,
Woni rozlewnej, upajającej gwoździków,
Woni róż pełnej, soczystej,
Co piersi rozpiera, nozdrza rozdyma,
Oczu pijanych powieki przymyka omdleniem,
Woni śmiertelnej tuberoz,
Co przejmującej słodyczy trucizną zabija
I oddech zapiera;
Woni bukietów
Więdnących na trumnie umarłej oblubienicy;
Woni rzadkich, wyszukanych,
Złączonych z zapachem kadzideł kościelnych,
Wznoszących się ze złotych trybularzy;
Snuje nuance zachodniej rozświetli
Zamierzchającej w akord barw tłumionych mro-
 kiem
Na szybie jeziora,
Pełnej zlewających się przejść i zmieszanych
 odcieni...
Więzi cię czar omdlenia wśród pieszczot prze-
 pychu,
A tam świat jasny, prosty a głęboki...
... Czyż nie masz... sił?...

O, duszo ma! Pójdź ze mną w ogrody świetliste!
O, obudź w sobie dziecię dobre, szczere, czyste!