Page:Sny o potędze.djvu/121

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

ODRZUĆMYŻ RAZ...

Odrzućmyż raz tę głupią dla życia pogardę,
Którą się otaczamy jak żebrak purpurą.
Niosąc naszej codziennej doli jarzmo twarde,
Czoła skrywamy w dumy wyniosłość ponurą.
Pięknie nam w własnych oczach w roli bohatera,
Co gardzi wrogiem, chociaż zwyciężon umiera
Pod jego mieczem! Rzućmy tę dumę! To maska,
Pod którą niewolników tkwi uległość płaska.

Czujemy dłonie życia ponad głową naszą,
Co wciąż ku nam sięgają bezlitosną harpią.
Jeśli nam w duszy światło zabłyśnie — zagaszą,
Jeżeli zawonieje kwiat blady — wyszarpią,
Gdy fale myśli bite burz wściekłością grzmiącą,
Ułożą się spokojnie — fal spokój zamącą,
A my wśród nocy trwogi niemej jęcząc w męce,
Jak tchórze i służalce, całujem te ręce.

O, bo tak mało w duszy jest twojej, heloto,
Z buddyjskiego ascety, co kochał milczenie