Page:Sny o potędze.djvu/119

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
115
ZDA MI SIĘ

Choć mieszka gdzieś, gdzie borów głuche uroczysko
Drzemie pośród pomroków sennej, chłodnej ciszy.
Zna rozdroże, gdziem niegdyś wziął rozbrat z mą duszą.
Dziś do duszy mej dłonie jej zawieść mnie muszą.

Wiem: przyjdzie sama po mnie. Może w zmierzchu
 chwili,
Kiedy sen na mnie spadnie, gdy jak dziecko zasnę;
Może w bezsennej nocy, gdy ból się przesili,
Gdy w beznadziejnem łkaniu skrwawię piersi własne;
Może gdy serce kielich rozpaczy wychyli
I w wściekłym szale gniewnie gromy ciśnie jasne
W wszystkie posągi białe i we wszystkie mary,
Co zasłaniają drogę ku niej za bezmiary.

I choć jam dziś nędzniejszy nad wszystkich nędzarzy,
Czekam w tęsknocie serca i w czoła pokorze.
Wszystko, co we mnie ciche i dobre, co marzy
О pięknie, co wpatrzone w głąb, jak w ciemne morze,
Gromadzę, aby duszy, gdy dla mych ołtarzy
Zstąpi święta, dar złożyć na jej przyjście boże.
Zbieram skarby, choć biedne, aby przed obliczem
Mojego bóstwa stanąć godnie, a nie z niczem.