Page:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/118

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

tobie czyn twój na jesień żywota odsunął, w dziwnym u ciebie, w sprawie tak jedynie ważnej, niewytrwaniu i pośpiechu wymędrkowałeś sobie twą »mądrość pogodną«, pyrrhońską mądrość bezczynu, bezkierunkowości i biernego używania chwil trafu ślepego.

»Wtedy ja, rycerz prawdy, com śluby zuchwałe
Przysiągł, odjąłem skroni swej bolesną chwałę:
Berło, miecz i koronę zerwałem swej dumie...
Runął grom na mej wzgardy butne świętokradztwo
I księgi me tajemne spalił i mą zbroję...
Pogodny hymn śpiewało nowe serce moje
A ból mój konał w klęsce, co tknęła me władztwo...«

(Inicjał w Ptakom niebieskim).

 »Pogodny« śpiew zaczęło śpiewać serce twoje, ten śpiew, który odtąd w pieśni twej oddajesz, chociaż czułeś przecie, żeś odrzucając twe »władztwo«, wraz ze zbroją, mieczem i dumy księgą tajemną wyżenął precz człowieka... żeś zabił człowieka w sobie.

 O, nie odrazuś zadowolnił się tą martwą, bierną »pogodą« twoją. Nie odrazuś na grobie duszy twej tańczyć począł taniec swawolny, wołając sercu swemu: carpe diem! Nie odrazu...
 Jęczałeś strasznie, w bólu obłąkanym:

»Zbrodnią się stała moja dusza głucha...
Ten czarny las — to ciemna dusza moja...
Ten las to zbrodnia i grzechu ostoja —
Las się rozjuszył, zerwawszy obrożę!...
Człowiek w huczących drzew porwany morze,