Page:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/116

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

I by jej użyć mógł, świat wielki stworzył.
Godnego siebie zapragnął szermierza,
Aby doświadczyć mógł i wypróbować
Siebie, czy jako grom wolą uderza.
Nie chciał już dłoni w bezczynności chować.«

(Śpiew drugi).

 Przecieżeś chyba w pysze nie sądził, żeś potężniejszy nad tego Boga, którego nikt nie stwarzał, a który stworzył ze siebie wszystko?! przecieżeś nie sądził, że twój »nadmiar« większy?!...


 Już nad » berłem władnem« twych snów młodzieńczych o potędze ciężyła »klątwa niemocy«.
 Lecz mędrkowaniem nadać jej chciałeś pozory potęgi. Wmawiasz w siebie, iż jest potęgą, większą nad wszelkie potęgi czynne, bowiem jest potęgą »bezczynu«.
 Ale prócz umysłów bezkrytycznych

»i tak słowom twoim nikt nie uwierzył«.

 Sameś nie uwierzył.
 Bo oto w rozpaczy biadasz żałośnie:

»Czekałem myśli życia, co przyjść do mnie miała
Smutna wielkością swoją i wielka swym smutkiem.

Długo, niezłomnie stałem wytrwale na straży...
Aż znużonego zmorzył dziś nocą sen wraży...
Była... przez sen słyszałem... Szumiała skrzydłami...
Oto po nocy dzikiej obłędnymi snami