Page:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/102

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

I wówczas wmawiasz w siebie, że to nie ból, jeno przyszła ukryta słodycz, i wierzysz w to. Dobrze ci z tem, i wierzysz w tę złudę.
 Lecz, ilekroć nadarzy ci się chwilka realnej, na jawie, rozkoszy, przenosisz wówczas rzeczywistość nad sny, nad sen o rozkoszy, nad sen o szczęściu jedynem, wszechobejmującem...
 Przenosisz, już nie jako mocarz snów, lecz jako zwykły »duch słaby«, z któregoś drwił tylokrotnie.
 Słabyś duchem, pielgrzymie wesoły, i cała twa mądrość pogodna jest jeno mądrością niemocy, gdy idzie o ból, i pogodą użycia, gdy rozkosz się nadarza.
 Twe »sny o potędze« rozwiały się w nic. Nie stały się jawą. Zadrwiły z ciebie w myśl własnej zasady twojej, że jawa nie jest prawdziwszą od snu o niej.
 W nic się rozwiały młodzieńcze twe sny o potędze.
 Pogoda twa, to jeno pogoda biernego użycia, nie zaś pogoda woli potężnej i czynnej.
 I mądrość twoja, to tylko mądrość niemocy, nie zaś mądrość ducha władnego, ducha mocarza i czarodzieja.
 Niestety, niestety, to jeno owa stara, osławiona »άταρα Εία.« Pyrrhończyków, zwyrodniałych następców twórcy sceptycyzmu filozoficznego Pyrrhona z Elidy, uczących, że by nie mieć żadnych wątpliwości, należy jeno nie szukać żadnych pewników; by nie mieć żadnych targań i zawodów, należy nie mieć żadnych zasad, żadnych dążności określonych; by nie mieć przeszkód w używaniu życia, należy usunąć precz z duszy wszelkie skrupuły etyczne i wszelkie marzenia... »żadnych drogowskazów«...
 Niczem więcej twa »mądrość pogodna« nie jest, niestety.