Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/76

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Głos jego był grzmiący i jednostajny; nie podnosił się, nie zniżał ani o jeden ton, podobny do muzyki religijnej, słyszanej u drzwi kościoła.
 — Jeżeliś w szaleństwie swem myślał, że świat ten krąży sam w przestworzu, poznaj swój błąd, mój synu. Bóg stworzył wszędzie istoty pełne życia, przeznaczone by czuwać nad materyą; jednostki tajemnicze, mające pieczę nad masami, bo Opatrzność w swej niewymownej sprawiedliwości raczyła dać każdej hierarchii istot stróżów, sędziów, zdolnych odczuwać namiętności tych istot i litować się nad niemi zanim je ukarze; w przeciwnym razie cherubin niebieski, czysty i wzniosły, nie rozumiejący żadnych nędz i słabości ludzkich, uniesiony świętym gniewem, zgruchotałby jednem uderzeniom swych złotych skrzydeł świat ten cały, splamiony tylu zbrodniami i tak w oczach jego spodlony i poniżony.
 Od hierofantów memfiskich[1] począwszy, stowarzyszenie nasze nigdy nie ustało. Odradzało się, nie z pokolenia w pokolenie, jak ludzie, lecz z epoki w epokę, jak rodzaj ludzki. My ucywilizowaliśmy świat, my broniliśmy ludów, lub karaliśmy. Nam to w części udzieliła się świadomość tajemnic niebieskich; nam w części objawiło się przeznaczenie rodzaju ludzkiego; lecz my jesteśmy tylko narzędziami. Jednego dnia siejemy pomyślność, nazajutrz śmierć siać musimy.

 


— Próba twoja będzie równie straszna, jak okropna była twoja zbrodnia. Jutro o północy stawić się masz na piątym stopniu schodów kościoła Kapucynów.

 Młodzieniec skłonił głowię i cicho wymówił przysięgę. Starzec tymczasem przybrał pierwotny wyraz pogardy, a potem opuścili pawilon i rozeszli się.

  1. Hierofanci memfiscy — kapłani egipscy.