Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/75

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

wała mu z czarnych spieczonych warg, którym sprawiedliwość boska odmówiła kropli wody na ziemi.
 Starzec stał w postawie sędziego średniowiecznego, zobojętniały na łzy i katusze. Bez wzruszenia czekał, aż Hiszpan przytomność odzyska, a potem dał mu znak, by słuchał i nie przerywał.
 — Za każdą winę, jakakolwiek jest, pokuta przejściowa tu istnieje, lub wieczna gdzieindziej: przejściowa na tym padole, bo temu światu przeznaczono przeminąć, wieczna gdzieindziej, bo przeznaczeniem tamtego trwać zawsze. Dla ciebie mam objawienie i wtajemniczenie. Teraz ze wszystkimi swymi wyrzutami, katuszami, nocami bezsennemi i dniami rozpaczliwymi jesteś jeszcze wolny. Lecz jeżeli z wolnej woli przyjmiesz moje objawienie myślą, słowem, czy samym uczynkiem, wtedy staniesz się moim niewolnikiem, bo ten, kto dostąpił objawienia, nie może się cofnąć, bo wtajemniczony musi zginąć na wieki, lub spełnić zadanie, które mu objawiono, nawet wtedy, gdyby zadrżał pod jego ciężarem i grozą.
 Skinienie było znakiem przyjęcia. Młodzieniec stał przybity, zdumiony, obezwładniony w potężnych objęciach mocy jakiejś niepojętej, lecz rzeczywistej, ciążącej na nim całem olbrzymiem brzemieniem.
 Wtedy starzec zmienił się: sarkazm i ironia znikły z warg jego, a powaga natchnienia powlekła jego rysy. Sam zdawał się już tylko narzędziem, środkiem, istotą, której powierzono jakieś posłannictwo, która zniża się w chwili spełnienia zadania, a zagłębiona w wielkości swych myśli, nie ma czasu urągać ludziom, co drży, bo te myśli nie powstały w jej duszy, ale są przybyszami zdaleka, mającymi prawo panowania nad nią, zmiażdżenia jej w pochodzie, podobnie jak depce ona w swej drodze po podległych mu istotach.