Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/62

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

rem ślizgnie łódka, a żagle układają się w zawoje nad jej czołem; potem fałdy szat rozpływają się, plączą, drżą, mieszają się, lecą i znów się zwijają w mej źrenicy; ręka wyciągnięta w powietrzu z palcami, które drżą, jak palce magnetyka; to znowu noga ujęta w tkaninę z jedwabiu, otoczona wstążkami czarnemi, lub jeden tylko kędzior włosów kołysze się w powietrzu, otoczony przepychem; potem znowu dwoje oczu patrzą na mnie przenikliwie, a wtenczas spuszczam powieki, nie mogę znieść ich wejrzenia; bo one lśnią jak ongi, a ja zbezczeszczony.
 Oto szczątki mych złudzeń, marzenia mojej młodości, moc mojej młodości, duma mego wieku młodego. Ach, gdyby można jeszcze wsławić się jakąś zbrodnią, kazać zamilknąć wzgardzie! Gdzie świątynia Efezu? Spalę ją![1] Czarę trucizny, sztylet zabójcy, dajcie mi! byle cios przeze mnie zadany zadźwięczał w jej uszach. Krzyknie z przestrachu, konając. Ach, lecz przynajmniej nie będzie to już ciszą.


────────





  1. Nie wiedząc innego sposobu, by pozyskać sławę, Herostrat spalił świątynię sławną w Efezie.