Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/29

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 9 września. — Jeden tylko postępek w życiu gorzko sobie wyrzucam; ominąłem go w swojem opowiadaniu; lecz że masz wszystko wiedzieć, opowiem i o nim. Czuję się dziś prawie zupełnie dobrze.
 Przypominasz sobie pewno, że zaledwo wyszedłem z dzieciństwa, miałem przykre zajścia w kraju. Już wówczas nienawidziłem człowieka, który nastawa! na moją cześć z taką siłą, z jaką równa się miłość moja do kochanki. Człowiek ten wymykał się mnie często, i porzuciłem ojczyznę, aby módz podróżować bez spotkania się z nim. Byłem za granicą, kiedy dowiedziałem się z jednego z twych listów, że wyjechał, aby studyować na uniwersytecie w Edynburgu. Nie odpowiedziałem ci wtedy; ale uczułem piekielną radość i przyrzekłem sobie, że nie opuszczę sposobności do zemsty. Zamiar spóźnił się nieco, ale w cztery czy w pięć miesięcy potem byłem w Szkocyi. Spotkałem go... Opiszę ci tę scenę. Nie wiem, co za przyjemność w tem uczuwam; lecz czy pisać czy niczego nie robić, zarówno, zresztą czuję się dziś pełnym sił.
 „Ranek był chłodny; drobny a przenikliwy deszcz padał zwolna. Było to nad brzegiem morza, nad otwartą zatoką. Dokoła rozciągały się skały. Szmer fal był majestatyczny; nie były ani w zupełnym spokoju, ani w zupełnej wściekłości. Było to coś pośredniego między spokojem i burzą. Miejsce przedstawiało widok najdzikszy. Byliśmy we dwóch; każdy owinięty płaszczem; pod płaszczem para pistoletów. Sami, bez świadków, odmierzyliśmy odległość ośmiu kroków; nie chciałem bowiem mieszać obcych do nienawiści ściśle rodzimych. O ile sobie przypominam, byłem wzburzony do najwyższego stopnia. On miał twarz niewzruszoną; niekiedy odwracał oczy i spoglądał dokoła siebie. Zdało mi się chwilami, że nie czuł się dobrze.