Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/17

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
NOCĄ.
──────
Z uczuciem i bojaźnią w nocy pisane.
16, 17, 18 września 1830. Genewa.  

 O zmroku godzinie, gdy wszystko szar pewno, gdy niebo nie straciło jeszcze wszystkiego blasku, lecz barwy jego pobladły, wołałem cię, a nie przyszedłeś nigdy. Pod sklepieniami słabo oświetlonego kościoła, gdy modlitwy ucichły, a świątynia opustoszała, po mogiłach stąpając, wołałem cię i nie przyszedłeś.
 Na cmentarzach, przy świetle księżyca, wśród białych nagrobków i czarnych krzyżów, wzywałem cię, a nie odpowiedziałeś mi. We dnie, patrząc na piękną okolicę, pełną życia i słońca, pragnąłem cię zobaczyć, a nie ukazałeś mi się. W nocy, wśród ciemności, po uderzeniach mego serca czułem obecność twoją, lecz nie widziałem cię przed sobą.
 A jednak wiem, że często bywasz przy mnie. Dlaczegóż więc ujrzeć cię nie mogę? Czy dla tego, że tajemniczy lęk miesza się zawsze z mojem pragnieniem, a tobie trzeba może duszy bez słabości, aby była godną ciebie? Napróżno jednak chciałem opanować tę trwogę. Świat nadzmysłowy, zbliżając się do mnie, zawsze mnie o dreszcz przyprawiał. Niebezpieczeństwa trwożą mię mało, lub wcale nie, lecz serce we mnie drży, gdy przeczuwa, że ty, o tyle od niego wyższy, staniesz przy niem niezadługo. A przecież chwile bywały, kiedy, myśląc o tobie, czułem, że dusza moja wezbrana jest miłością. Byłbym podeptał róże życia i puhar rozkoszy, gdybym