Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/164

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
HAMDER.

 Odpowiedzże dumnej! czy nie widzisz, jak wojewody i lud i ona z nas się urągają? Czyś nie słyszał jej słowa ostatniego?

RYTYGIER.

 Hagenie, podnieś mi przyłbicę, niech odetchnę wolno, niechaj spojrzę pełno — zerwij mi szyszak, Hagenie!

HAGEN.

 Tę klamrę muszę rozerżnąć sztyletem. Strzeż się tej czarownicy, panie!

CHÓR LUDU.

 Czy to Lel[1] młodzian, czy to Znicz, pan światła, błysnął wśród Niemców i spogląda na Wandę naszą?

RYTYGIER.

 Nie odwracaj się, dziewico, tej zasłony nie zarzucaj nazad! Powiedz mi, jak się zowiesz, bo oni wszyscy kłamią, mówiąc, żeś córka śmiertelnego człowieka!

HAMDER.

 Przez czarta! Milcz, jak umarły, jeśliś poległ od jednego jej spojrzenia! — patrz i milcz, by dzieci Polan w piosnkach swoich nie osławiły ciebie! — milcz! raz jeszcze mówię.

(Obejmuje go ramieniem i staje przed nim).
Wando, zatrzymaj się!
WANDA.

 Kto przemówi! teraz? Sterdzo czyś tego głosu nie poznał? Wojewody, otoczcie mnie! Czy widzicie tę postać wysoką, jak Czarnyboh, co przesłoniła boskie czoło tamtego wojownika, czy słyszycie, jak ona woła na mnie? Wiecie wy, kto to jest, wojewody? Patrzcie! Zbrojną podniosła rękę i grozi mnie. Tu,

  1. Lel, Znicz, Czarnyboh, bożki słowiańskie i litewskie.