Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/163

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
RYTYGIER.

 A jednak on prędzej wróci, niż to słońce, córo Krakusa! Przysięgam, że prawdę mówię, i ty mu ustąpisz, a wy go słuchać będziecie. Inaczej, Lachy, biada wam! bo wasz śmiech przerobię na jęk konających, bo z was jednego nie zostawię z wolnemi rękoma i wypuszczę spętanych na pole, jako bydło, i każę wolom, by was pasły, dawnych panów swoich!

WANDA.

 Nie porywaj toporu, Hardymirze! Nie wstawaj, Barnimie! Zostańcie wszyscy przy pługach waszych! — przez pięć dni i pięć nocy obiecaliśmy zgodę i pokój cudzoziemcom zachować. Dwie doby dopiero, jak słowo nasze słyszały nieśmiertelne bogi!

(Do Rytygiera).

A ty, choć ryczysz, jak Lew zmartwychwstania na Flinsa[1] ramieniu, nie straszny mi jesteś, bo kto zdrajcom pomaga, ten niedługo stąpa po miękkiej życia murawie. Cokolwiek knujesz, bezpiecznyś na tej ziemi naszej, póki chwile miru nie upłyną — wtedy wolno ci wrócić nazad, wolno ci bój z ludem moim rozpocząć. Zacnieś uczynił, żeś twarz od oczów dobrych ludzi oddzielił żelazem. Ja nie mam się czego ni lękać, ni wstydzić, a zatem weź na drogę pamiątkę po królowej Polanów!

(Odrzuca zasłonę).
Weź to spojrzenie pogardy!
CHÓR LULU.

 Niech żyje krasopani[2] nasza!

RYTYGIER.

 Księża, czy to święta z niebios? Hagenie, czy to jedna z Walkyrich[3], o których mówią stare pieśni ojców?

  1. Flins, podobno bożek pogański przedstawiany ze lwem na ramieniu
  2. Krasopani — piękna pani.
  3. Walkirye — boginie wojny.