Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/165

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

na lewo, tu, na prawo, bliżej jeszcze, bliżej, stańcie przy mnie!

HAMDER.

 Kryj się pośród służalców, Wando, i przepadnij wraz z niemi w łonie wiecznej nocy! — Ranek mój już świtać zaczyna. Długoś prządła spokojnie królewską kądziel przy umarłego mogile; kiedym wędrował w nędzy, przy gromnicach błyskawic, tyś chleb jadła miękki, tysiącem szczęśliwych otoczona bogów. Teraz ja wracam z jednym tylko Bogiem, skrwawionym i ponurym, jako serce moje. Teraz brat mój, książę Rytygier, wypowiada ci wojnę, a z głębi Niemiec tłumy rycerzów śpieszą mu na pomoc. Za trzy dni, siostro, spotkamy się na polu bitwy!

WANDA (do ludu).

 Rozejdźcie się do domów po oręże i konie, a za drugim świtem czekam was u ojca Krakusa mogiły! Idźcie i złóżcie przed bojem należne ofiary Marzannie!

(Do Hamdera).

W imieniu ludu mego wojnę przyjmuję, straszną wojnę dobrych przeciwko tobie, coś bogów rodzinnych odstąpił i duszę zaprzedał wrogom ziemi twojej.

STERDZA.

 Wojna, wojna! Bo dotąd zwłoki Leszka nie zemszczone leżą.

HARDYMIR.

 Wojna, wojna! Dzieckiem byłem, gdyś uciekał nocą. Teraz wypróbujesz, czym wyrósł na męża!

ŻELISŁAW.

 Jak przez mgłę zapamiętam jeszcze białą brodę pradziada twego, z dziadem twoim w głuchych borach nad ciałami pobitych turów spijałem gęste roztruhany miodu. Ojcu twemu przysiągłem na przyjaźń pod murami Krakowa i żyłem z nim odtąd, jak