mierzu z Winnicy, czy koń mój gotów?“ — „Jest, panie rycerzu.“
Skoczył tylko i był już na siodle. „Giermku, tu zostaniesz. Jeśli kiedy wrócisz do ojczyzny, opowiesz moim krewnym i przyjaciołom o moim zgonie. Ani słowa, posłuszeństwo jest pierwszą cnotą.“ Poczem dostał worek pełen złota i cisnął go na ziemię. „Weź to i módl się za moją duszę, kiedy mnie już nie będzie.“ I uczynił znak krzyża świętego. „Polecam się Najświętszej Pannie, świętemu Stanisławowi i świętemu Floryanowi; a teraz, niech Bóg i miecz mój będą mi pomocą w chwili niebezpieczeństwa. Bądź zdrów.“
Z kopią u siodła, z postawą wyprostowaną i z uzdą w żelaznej rękawicy, ścisnął boki swego bieguna. Szlachetne zwierzę usłuchało i weszło zwolna w wody Dunaju. Kazimierz pozostał z oczyma łez pełnemi. Patrzył, jak pan jego pogrążał się w wodę, jak na chwilę zboczył uniesiony prądem, potem odnalazł drogę prostą i dobrą i piersią swego rumaka stałą okrytą, rozcinał fale. Turcy na drugim brzegu wydawali głośne okrzyki, a rycerz spokojny, nieustraszony posuwał się naprzód, wciąż naprzód, jakby słup spiżu ponad falami Dunaju.
Przy drugim brzegu długą ostrogą ścisnął rumaka i ten na brzeg wyskoczył. O kilkaset kroków Turcy oczekiwali na mężnego rycerza. Zwolna, nie śpiesząc, posuwał się po równinie, potem zatrzymał się, raz jeszcze zrobił znak krzyża świętego, umocnił się w strzemionach, pochylił kopię, zasłonił się tarczą i popuściwszy wodze rumakowi, rzucił okrzyk wojenny: „Zawisza za Polskę!“ W tumanie kurzawy popędził ku nieprzyjaciołom.
Mieszają się szeregi Turków; kilka turbanów znika, sto bułatów[1] błyszczy tu i tam w powietrzu, dzikie okrzyki przechodzą, w przeciągłe wycia, potem oręże podniesione zniżają się, kilku wojowników pada na ziemię, a w chwilę potem, głowa utkwiona na
- ↑ Bułat — szabla.