Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/63

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
PRZELOTNA CHMURA.

 Chciałbym się przemienić w ten obłok, co goni na skrzydłach wiatru — być zwiastunem burzy lub posłem pokoju, gdy, jak anioł światłości, srebrzy się on u stóp wschodzącego księżyca. Mógłbym wtenczas szybować po przestworach powietrznych i zawieszać biały namiot nad wieżycami miast i skałami pustyni. Mógłbym cudowną, mocą przybrać każdą postać i być śnieżnym duchem lub czarnym szatanem. Mógłbym roztoczyć skrzydła i w szalonym locie otrząsać się rzęsistym deszczem, aż, znużony, spocząłbym na szczycie góry i usnął, jak dziecko, ukołysany tchnieniem wiosny. Mógłbym jeszcze, kojąc serca wielką tęsknotę, zostać kochankiem królowej nocy i promienne jej oblicze tulić miłośnie do swego łona. To znów, nową żądzą przejęty, prosto z tych godów weselnych, zerwawszy się na nowe zapasy, stać się postrachem ludzkości; zawisnąłbym nad ziemią żałobnym kirem, całunem otoczyłbym słońce, ażby jęki i prośby ludzi dosięgły mnie w błękitnem mem królestwie. Mógłbym ucztować wśród kryształowych ścian niebotycznych lodowców, przesuwać się bezpiecznie nad bezdennemi przepaściami i igrać na śnieżnych wyżynach, leżąc na kobiercu, utkanym w srebrzyste lilie, a po spoczynku wstać, wzbudzony nawałnicą, i, zawarłszy sojusz z piorunem, dać mu w darze królewską oponę z mgły brylantowej, tron z płomieni i twierdzę niewzruszoną, z której by na świat wyrzucał swe ogniste groty.
 Gdym tak marzył, przelatująca chmura zbliżyła się ku mnie i, przenikając skryte me życzenia, tak na nie odpowiedziała: