Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/62

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

sany zwolna w jego łonie pogrążał się w pożądaną otchłań, i ostatni promień słońca, żegnającego ziemię, który igrał po rozwianych jego włosach, zmieszał się także z lekką i błyszczącą falą, która, nad nimi się wznosząc, pokryła czoło młodzieńca jasnością kryształu, rozognionego światłem nieba.


────────