Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/185

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

systemów, projektów, widoków nowych i olbrzymich w oczu tych, co je wymyśleli. Z drugiej strony kobiety cię niepokoją. Jest to najczystsza, jaką znam, nuda i bez przyprawy. Po co ci wszyscy ludzie mówią? „Jedzcie i milczcie“, oto co kazałbym napisać na drzwiach sali, gdybym miejsc tych był panem. Zresztą życzę im z całego serca, aby pomarli przed czasem: są tak nudni!




Interlaken, 18 sierpnia 1830, 9 wieczorem.

 W Thounie, nad Aarem wzięliśmy statek i gdy burza ze wszystkich stron gromadziła się nam nad głowami, wpłynęliśmy na niebezpieczne jezioro Thoune, otoczone iglicowemi skałami, które wówczas były nam widne ledwie poprzez białawą mgłę, rozciągniętą dokoła. Wiatr był silny, fale dość wysokie i burzliwe; zdawało się, że burza niedaleko. Słyszałem nieraz o niebezpieczeństwach tego jeziora, o prądach wiatru wznoszących się z rozpadlin górskich, o wirach wodnych na środku, o nagłych i gwałtownych podmuchach wiatru, przewracającego czółna; jednak chciałem wypłynąć na pełną wodę i nie wracać do portu. Deszcz zaczął padać wkrótce i grzmot oddalony rozległ się w długich echach po przez galerye, ciosane ręką przyrody w skałach nadbrzeżnych. Fale zdwojonymi razami uderzały o nasze czółno wątłe i rozpryskiwały się w śnieżną pianę; dokoła widzieliśmy tylko chmury. Tu obrus mgły rozwijał się ponad wodami, tam, słupy obłoków uczepione stoku gór, zmieniały kształt co chwilę. Rzekłbyś, arkada z alabastru, a to tylko kula śniegu; myślałbyś, że to tum gotycki, a w jednej chwili było to skrzydło sępa lub przegub węża. Skały czarne przebijały się przez mgłę niekiedy, i żałobnem czołem, i ramionami ogołoconemi z ciała wy-