Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/184

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

herbatę; nic więcej. Ma dość wysokie o sobie mniemanie, wygłasza sądy, jak mandaryn i je z całą powagą. Córka jego dość młoda i stara się uchodzić za dziecko. Jest lodowata; rysy ma regularne, chłodne, monotonne, spokojne zawsze, bez burz. Wygląda to jak słońce pustyni, bez najmniejszej chmury. Oczy byłyby piękne, gdyby miały wyraz. Zawsze uważałem, że piękność w znacznej części zależy od wyrazu: twarz bezduszna niewarta spojrzenia; lepiej patrzeć na posąg. Są oczy spuszczone i słabe, które nie rzucają błyskawic, ale można w nich czytać czułość, uczucie, są ponure i groźne, ciskające płomienie, inne omdlewające rozkoszne, inne jeszcze, noszące piętno ekstazy. Wszystko to na swojem miejscu dobre i piękne. Wszystko świadczy, że się jest i że się ma w sobie coś wznioślejszego, niż glinę. Ale czego nie mogę znieść, to kiedy widzę dwoje oczu stojących, nieruchomych, zarówno mało zdolnych do łez, jak i do ognia, podobnych do dwóch szkieł kolorowych. I czyż można liczyć na taką duszę, która nie potrafi wyrazić się przez spojrzenie, lub raczej, która nie ma wcale uczucia ani wrażeń. Światło tworzy promienie słońca na niebie, a wejrzenia są promieniami słońca, które w nas świeci, tego słońca nieśmiertelnego, co będzie młode jeszcze i świecące, kiedy już tamto skończy swój bieg stary. U panny Bowl jest to zaćmienie całkowite.
 Ale naprawdę nie wiem, dlaczego zatrzymuję się tak długo nad przedmiotem, który jest mi obojętny zupełnie. Na ogół nie lubię tych wszystkich obiadów hotelowych, podróżuje się po Szwajcaryi, aby widzieć piękną przyrodę, a Bóg wie, ile widzi się brzydoty! z pewnością, spotyka się więcej twarzy bez powabu, niż gór pięknych. Przy takich obiadach ludzie po większej części strasznie rezonują. Polityka zaczyna się przy drugiem daniu i ciągnie się do końca bez przerwy. Jest to pędzący ogień