Jump to content

Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/113

From Wikisource
This page has not been proofread.

na których sie; wzorował, to jest Goethego i Bürgera.
 Mamy jedną tragedyę, jedyne dzieło młodego autora, którego śmierć zbyt wcześnie wydarła, naszemu uwielbieniu. Tragedyą tą jest Barbara Radziwiłłówna, która, z powodu swej piękności i nieszczęścia, jest Maryą Stuart naszej historyi. Przedmiot tak zajmujący wypiękniał jeszcze pod piórem Felińskiego[1]. Jest to najbardziej wykończona praca z naszych dzieł dramatycznych. Trudno wlać w rymy więcej wdzięku i doskonałości, a zarazem bardziej być poprawnym. Duch starej Polski krążyć musiał nad autorem, kiedy tworzył to arcydzieło, bo każdy tam wiersz bije tętnem naszych zwyczajów i naszego charakteru.
 Jeden z najznakomitszych profesorów naszych, pan Brodziński[2], ostatnimi czasy pierwszy wprowadził u nas rodzaj poezyi prawdziwie, narodowej, nie należącej ani do szkoły klasycznej, ani do romantycznej. Piękny w swojej prostocie jest mi zarazom słodki i melancholijny, Gdy się go czyta, odczuwa się wpływ nieprzezwyciężonego czaru. A nie są to wcale porywające, gwałtowne namiętności, nie wstrząsają tu nas ponure zbrodnie lub buntownicze wybuchy. Czarne, posępne obrazy uciekają od jego pióra; natomiast miłe marzenie owłada umysłem czytelnika. Zdaje się nam, że znajdujemy siej wśród cieni bohaterów, poległych za ojczyznę. Wieczna, wiosna błyszczy na ich czołach. Szczęśliwymi się zdają, że zdobyli cząstkę nieśmiertelności, przelewając krew i poświęcając życie za ukochaną ziemię. Słyszymy ostatnie tony ich pieśni zwycięskiej. Słabe dźwięki tej harmonii przynosi nam żałosny powiew wieczoru. Są to westchnienia miłości, niepokój nadziei, a, nigdy krzyki cierpiących, ani męki rozpaczy, lub podrzuty wściekłości.

 Pan Zaleski[3] zebrał śpiewy i legendy ludowe,

  1. Alojzego Felińskiego 1771—1820 Barbara, najlepsza tragedya przed Słowackim, daleka jednak od Racin’a i Corneill’a.
  2. Brodziński poprzednik romantyzmu 1791—1835.
  3. Zaleski 1802—1886 poeta drugorzędny przez spólczesnych przeceniany.