Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/840

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

szczęśliwa!... Przypomnij księdza Paula d’Areynes .. przypomnij wszystkich, którzy cię kochają, o i tę miłość jaka mi zaprzysięgłaś!... Przypomnij sobie... przypomnij!...
 Łzy stłumiły głos młodego lekarza.
 Szybkim, niespodziewanym ruchem, Marya-Blanka uniosła obie ręce i przyłożyła je do czoła naciskając palcami jak gdyby rozsunąć pragnęła ciemną zasłonę przysłaniającą jej myśli.
 Z taką gwałtownością natężała siły ku temu, iż dostrzedz można było wzdęte żyły na jej skroniach i szyi.
 Jej twarz obojętna dotąd nagle się ożywiła.
 — Lucyanie! — rzekła wyraźnie — Lucyanie!...
 Poczem jej głowa opadła na poduszki, oczy się przymknęły, uśmiech jednak pozostał na twarzy.
 — Ha! cóż? widzisz doktorze? — zawołał młodzieniec. I wstając tryumfujący, widzisz, iż się nie omyliłem. Ona sobie przypomina... poznała mnie... nazwała po imieniu!...
 — Tak — odrzekł Giroux — widzę jasno teraz. Intelligencya w niej nie zamarła, była tylko uśpioną i wkrótce ta biedna ofiara naprowadzi nas na ślad morderców.
 — Morderców? — powtórzył Kernoël. Wierzysz pan wiec w zbrodnie?
 — Więcej niż wierzę. Jestem jej pewien!
 — W rzeczy samej, w jaki sposób to dziewczę znajdować się tu może od miesiąca, gdym sądził, że wyjechała z ojcem na południe?
 — Znasz pan wicehrabiego de Grancey? — zagadnął doktór w miejsce odpowiedzi.
 — Nie znam.
 — A Gastona Deprèty?
 — Nie znam także.
 — A więc ci dwaj ludzie są jedną osobą. Ów nędznik były galernik, otruł to dziewczę przy wspólnictwie jej ojca.
 — Otruł? — powtórzył Lucyan bledniejąc z przerażenia.
 — Tak, Belladoną, aby znieczulić jej mózg i uczynić ją obłąkaną.
 — Ależ to straszne!... to potworne!... Lecz gdyby tak było, nierozumiem wszystkiego — wołał młodzieniec. Odzyskując krew zimną, odzyskuje jednocześnie przytomność