— Może jaki rybak...
— Tam do djabła!...
— A nam co może to szkodzić. Jest tak ciemno, że nic widzieć nie mógł, niemamy więc czego lękać się. Prąd szybki... ciało już daleko!... No chodźmy, niemamy już tu co robić i zwrócili się ku Bois le Roi.
— Nie tędy — rzekł Duplat — pójdźmy tą samą drogą do Melun, będziemy mieli półtorej godziny drogi. O trzeciej odchodzi pociąg do Paryża. Nikt nas tam nie zna, nikt więc nie będzie wiedział o naszej wycieczce nocnej.
Grancey usłuchał rady Duplata.
Umiarkowany dotychczas wiatr wzmagał się szalenie z każdą niemal chwilą dmąc coraz gwałtowniej i zasypując drogę śniegiem.
Gdy około drugiej po północy wspólnicy przybyli do Melun, byli utrudzeni w najwyższym stopniu, bezpieczni jednak od wszelkich podejrzeń.
O czwartej powrócili do Paryża. Pozostawał już teraz do wykonania tylko jeden i ostatni akt dramatu, ułożonego przez Grancey’a.
Róża tego wieczora dłużej niż dni poprzednich siedziała w pracowni przy ulicy Serres.
Gdy po północy wróciła do mieszkania przy ulicy Feron zdziwiła się, zobaczywszy palącą się lampę.
W pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na kartkę, pozostawioną przez Joannę na stole, ale gdy spostrzegła łóżko próżne, powiodła zdumionym wzrokiem po pokoju i zobaczywszy pismo wdowy chwyciła go zaniepokojona i przeczytała.
Nagle uczuła ból w sercu i rozpłakała się.
— Jej dzieci — szepnęła — udała się po nie... przyprowadzi... Czemże ja odtąd będę dla niej?... Niczem. One