Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/756

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.



XIII.

 — Zkąd jednak dowiedziałeś się, że ja tu jestem? — pytał sekretarz, ochłonąwszy z przestrachu.
 — Zapominasz o uczynionych mi zwierzeniach. Na kilka miesięcy przed uwolnieniem opowiedziałeś mi, że brat da ci zajęcie w swoim zakładzie w Joigny. Było nierozwaga wielką z twej strony, bo między tyloma ludźmi nie wie się, do kogo się mówi.
 W samej rzeczy, zrobiłem głupstwo — rzekł Piotr, obejmując głowę rękoma.
 — Z którego ja dziś chcę skorzystać — odparł Grancey.
 Sekretarz podniósł głowę i z niepokojem spojrzał na byłego towarzysza.
 — Nie nabijaj sobie głowy strachem bez powodu — rzekł tenże ale wysłuchaj mnie wprzódy. Oba jesteśmy ofiarami głupiego prawa, jakie należałoby do gruntu zreformować. Oba ponieśliśmy nazbyt surową kare za drobnostkę, o której mówić nie warto. Byliśmy zesłani do Nowej Kaledonii i musieliśmy tam żyć wśród zbójów i kryminalistów, my, ludzie dobrze wychowani, dystyngowani, wśród najgorszych wyrzótków ludzkości. I po odbyciu kary zarówno nieprzestano prześladować, gdyż powróciliśmy do Francyi z kulą u nogi, z nadzorem policyjnym. Uważam to za niesprawiedliwość i postanowiłem uchronić się od niej.
 „Moja wizyta u ciebie i nazwisko de Grancey, jakiego nikt mi zaprzeczyć nie może, dowodzą, iż mi się udało. Odtąd jestem szczęśliwym, żyje w wielkim świecie i mogę zaspokajać wszystkie moje zachcenia.
 Twój los jest mniej godnym zazdrości. Wegetujesz, jak kret w swej norze. Widocznie dźwigasz wyrzuty sumienia, ów bagaż bezpotrzebny w naszym życiu, mój stary, zresztą, to mnie nie obchodzi, rób jak ci jest lepiej. Życzę ci dobrze ponieważ miałem zawsze dla ciebie sympatye.