Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/716

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

kim stopniu. Stwierdzamy fakt jako lekarze i wskazujemy jego skutki.
 — Dobrze — rzekł Gilbert powstając — jakkolwiek zalecenie panów jest dla mnie bardzo przykre, spełnię je jednak.
 — Dziękujemy panu — odrzekł Lucyan — i w takim razie ręczymy za pomyślny skutek kuracyi.
 Obaj lekarze opuszczali pałac w przekonaniu, że Gilbert dotrzyma danego im słowa.
 Tego dnia Gilbert obiadował w domu, a ponieważ Henryka po odejściu lekarzy zasnęła, więc tylko Marya-Blanka siadła z ojcem do stołu.
 — Widziałem się z doktorem Germainem i Lucyanem — rzekł do niej i dowiedziałem się, że matka twoja jest cierpiącą.
 — Rzeczywiście — odrzekła Blanka — jest bardzo chorą.
 — Jakże się ma w tej chwili?
 — Po odejściu lekarzy uspokoiła się nieco i zasnęła.
 — Czy zapisali lekarstwo?
 — Zapisali i mama już użyła jedną dozę.
 — Czy leży w łóżku?
 — Nie, siedzi w fotelu.
 — Chciałbym pomówić z nią, gdy się przebudzi.
 Bllanka usłyszawszy te słowa przeraziła się.
 — Nie wiem — odrzekła zmieszana — mama chwilami traci pamięć... może nie pozna ojca, a i doktór Germain także surowo polecał, aby nikogo do mamy nie wpuszczać!
 — Nikogo? — powtórzył Gilbert.
 — Tak, proszę ojca. Doktór nie wspominał o ojcu.
 Gilbert z tych słów wywnioskował, że Blanka niewiedziała o zastrzeżeniu doktora względem niego.
 Reszta obiadu przeszła w milczeniu.