Jump to content

Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/644

From Wikisource
This page has not been proofread.

 Z rana, znajdowała zadowolenie w pielęgnowaniu chorych, wkrótce wszelako jej smutne myśli obsiadać ją zaczęły.
 Pewnego rana, dozorca Zakładu, rozdzielając korespondencye personelowi służbowemu, oddał list adresowany do Róży.
 Serce dziewczęcia zaczęło bić gwałtownie z radości i wzruszenia.
 Jedna tylko osoba mogła pisać do niej, a była to Joanna.
 Spojrzała na markę pocztową. List przybył z Paryża.
 Róża, zamknąwszy się w swoim pokoju rozdarła kopertę, a rozłożywszy ćwiartkę papieru szukała wzrokiem podpisu.
 Podpis ten był: „Joanna Rivat“.
 Dziewczę przyłożywszy list do ust okrywało go pocałunkami, poczem wybuchnęła łkaniem. Był to jednakże płacz radosny, jaki ulżył jej sercu.
 — Od mamy Joanny!... od mamy Joanny! — powtarzała z rodzajem szału. I przez Izy przysłaniające jej oczy, list czytać zaczęła.

 Kochana Różo, nieodżałowana moja przyjaciołko, przyrzekłam napisać do ciebie i wyrzucałam sobie nie raz niedotrzymanie tej obietnicy. Mam jednak nadzieję, że mi to opóźnienie wybaczysz, będąc tak dobra i tkliwą.

 „Nie gniewaj się na mnie, drogie dziecko. Odkąd rozstałam się z tobą, myśl moja została całkiem zwróconą ku moim biednym dwom córkom.
 „Spodziewałam się, miałam nadzieję, że Bóg młosierny weźmie mnie w swoją opiekę i pozwoli mi od naleźć me dzieci.
 „Dziś już skończone!... Zniknęła moja nadzieja, a serce okryte żałobą, jakby po zgonie mych córek.
 „Tak, zmarły dla mnie niestety, gdyby nawet były żyjącemi.
 „Mimo to, niemam prawa się skarżyć, bo od pray bycia mego do Paryża jestem otoczona życzliwością