Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/643

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Trwała ona długo.
 Doktór obawiał się, ażeby po zapaleniu mózgowym nie nastąpiła choroba piersiowa skutkiem wielkiego wyczerpania sił.
 Na szczęście energiczne leczenie rozproszyło te obawy.
 Zwolna pacyentce powracały siły, wszak wielka zmiana w niej nastąpiła. Znikł jej oblicza ten uśmiech swobodny i owa wesołość szczęśliwego dziecka jakim rozradowała swoje towarzyszki.
 Opanował ją smutek głęboki jakiego nawet rozegnać nie usiłowała.
 — Unosisz z sobą mą duszę!-mówiła do Joanny przy jej odjeździe.
 A mówiąc to, mówiła prawdę.
 Czuła albowiem, że jej dusza pobiegła za tą kobietą, którą tak ukochała, nazywając ją mamą Joanną, a której być może nie ujrzy już więcej!...
 Nie zobaczyć jej? ach! czyż podobna? Umarłaby chyba natenczas, bo żyć bez niej niemogła, czuła to dobrze!...
 Przed odjazdem powiedziała jej Joanna:
 — Jeżeli odnajdę me dzieci, napiszę ażebyś przyjechała połączyć się z nami. W miejsce dwóch, będę miała trzy córki. Obok tego przyrzekła donieść o sobie w każdym razie.
 Dla czego więc nie dotrzymała obietnicy?
 — Kocha mnie mniej, niż ja ją kochałam — pomyślała Róża i widocznie o mnie zapomniała.
 Serce dziewczyny ścisnęło się boleśnie i łzy z jej oczu spłynęły.
 Zwolna, myśl dziwna opanowała jej umysł. Postanowiła jechać do Paryża odszukać Joannę, poświęcić wszystko ażeby się z nią zobaczyć, aby ją uścisnąć?
 Lecz gdzie ją odnaleźć w owym ogromnym Paryżu, jakiego wcale nie znała? W jaki sposób rozpocząć poszukiwania?
 Podobny zamiar był prostym szaleństwem.
 Róża to zrozumiała i postanowiła oczekiwać, pokładając nadzieję w przyszłości.
 Po czterech miesiącach spędzonych w infirmeryi mogła nareszcie objąć swe obowiązki.