Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/525

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

twoje serce tak będzie moim, jak moje do ciebie należy?... Odpowiedz mi na to, odpowiedz... coprędzej!...
 Blanka podniosła swą śliczną główkę i spojrzała na tego, którego słowa tak ją upajały.
 Słaby rumieniec okrył jej policzki. Ogniem miłości zabłysło spojrzenie. Była czarownie piękną w owej chwili, pięknością anioła i kobiety razem.
 Jej usta się rozchyliły i słabym głosem jak podmuch wietrzyku:
 — Kochasz mnie? — wyjąknęła — wiedziałam o tem i ja cię kocham Lucyanie!
 — I zawsze będziesz mnie kochała?
 — Zawsze!
 — Przysięgasz mi to?
 — Przysięgam!
 Młodzieniec pochwyciwszy ręce dziewczęcia okrywał je pocałunkami.
 — A ja — rzekł, po chwili — przysięgam kochać cię niezmiennie do ostatniego tchnienia mojego życia, poświęcić tobie ostatnia myśl moją i ostatnie uderzenie mojego serca! A teraz — mówił dalej — jeżeli mój wyjazd i nasze chwilowe rozłączenie wywołuje łzy twoje, niezawachamsię zrzec tego obowiązku o jaki ksiądz d’Areynes wystarał się dla mnie. Znajdę pozór ku temu, a najlepszym ze wszystkich, będzie powiedzieć prawdę, wyznać że cię kocham i nie mam odwagi wydalić się od ciebie.
 — Nigdy! Lucyanie!.. nigdy! Ty nie uczynisz tego. Ja ci zabraniam! — wołała żywo Marja-Blanka. Należy myśleć o twojej przyszłości, która będzie naszą wspólną, mój ukochany. Trzeba nam się rządzić rozsądkiem. Związani przysięga, czegóż się obawiać możemy? Co znaczy chwilowe to rozłączenie, skoro jesteśmy pewni siebie? Gdy nadejdzie czas oznaczony, pojedziesz do Joigny. Pożegnam cię, nie bez smutku, to pewna, ale z nadzieją, że wrócisz, ażeby mnie pocieszyć... Będę oczekiwała cierpliwie, dopóki sobie nie wywalczysz w medycynie głośnego otoczonego chwałą nazwiska, a wtedy to powiesz mej ukochanej matce i naszemu kuzynowi księdzu d’Areynes:
 „Dajcie mi „Marje-Blankę za żonę, kochamy się oboje“. I wtedy to połączymy się z sobą, ażeby więcej się nie rozdzielać!