Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/523

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — A niezapominaj o nas Lucyanie dodała Henryka.
 Oboje młodzi, pożegnawszy księdza d’Areynes, złożywszy ukłon notaryuszowi, weszli do biblioteki, oświetlonej lampą.
 Marya-Blanka usiadła zadumana na jednym z foteli, rozstawionych w około stołu zapełnionego książkami.
 Lucyan stał przed nią z opuszczoną głową.
 Przez kilka chwil nie przemówili do siebie ani słowa, wreszcie Blanka pierwsza przerwała milczenie.
 — A więc zaczęła zwolna, przyciszonym głosem — pan odjeżdżasz z Paryża i tylko niekiedy na kilka godzin widywać się będziemy. A kto wie, czy jakie nieprzewidziane przeszkody nie zatamują i tego przyjazdu... Zniknęły nasze poufne zebrania, nasza lektura... nasze pogadanki, które wnosiły nieco radości w nasze smutne życie!... Opuścisz nasz! i kto wie jeszcze na jak długo!
 Lucyan pobladł Myśli jego łączyły się z myślami dziewczęcia, były niejako ich powtórzeniem. Wspomnienie o blizkiem rozłączeniu zatruwało mu duszę.
 Usiadł obok Blanki, usiłując okazać się spokojnym.
 — Będzie to tylko chwilowem rozłączeniem — odrzekł — rok, lub dwa, najwyżej. Zresztą, wszak mówiliśmy przed chwilą, że Joigny znajduje się tak blizko Paryża. Pociągi kuryerskie jadą szybko, będę więc mógł częściej niż pani sądzisz przyjeżdżać dla przepędzenia kilku godzin przy tobie.
 — Praca zatrzyma cię tam, Lucyanie! — odrzekło dziewczę złamauym głosem. — Będąc zajętym nauką zapomnisz o tych, którzy cię kochają!...
 — Zapomnieć? — zawołał chłopiec. boleśnie dotknięty temi słowy. — Jak możesz Blanko przypuścić coś podobnego? To nazbyt okrutne!... Cierpieć mi dajesz nad siły!
 — Sądzisz więc, że ja nie boleję zarówno?
 — Nie jest to przyczyną, ażeby wątpić o mnie. Ty chyba o mnie zapomnisz!...
 — Ja... zapomnieć? — zawołało dziewczę, spoglądając na Lucyana załzawionymi oczyma— Och!... nigdy!.. nigdy!...
 I nie mogąc dłużej zapanować nad sobą, wybuchnęła łkaniem.
 Kernoël uczuł się być wstrząśnionym do głębi. Te łzy Blanki nie byłyż najwymowniejszym dowodem miłości